Niedziela 11.02.2018 była dla wielu pasjonatów biegania dniem zarezerwowanym dla V Półmaratonu Oleszyce w Zabiałej. Wśród nich byłem również ja – Maciej Kularz, a nadmienić muszę, że był to mój pierwszy start na tym dystansie. Po dotarciu na miejsce i odebraniu pakietów startowych, nastąpił rekonesans trasy w iście bajkowej, śnieżnej scenerii.
Drzewa i krzaki pokryte grubymi czapami śniegu, bezwietrznie, temperatura w okolicach -2 stopni Celsjusza – warunki idealne do stworzenia super zawodów.
Dodać należy, że startujących w półmaratonie było 295 zawodników oraz 108 w Nordic Walking, a zapisy zostały zamknięte po 10 godzinach od ich ruszenia.
Wśród startujących można było zobaczyć wiele znajomych twarzy z Nowej Dęby, Stalowej Woli, Niska czy Tarnobrzega
Gdy jeszcze wspomnę, że poprzednie cztery edycje zapracowały na uznanie i renomę wśród uczestników swą atmosferą, organizacją i krajobrazowymi, perfekcyjnie przygotowanymi trasami
to zapewne każdy z niecierpliwością czekał na zbliżający się start.
Sama historia biegu nie była długa. Można ją podsumować słowami: „biegłem, biegłem i dobiegłem”. Ale Ci co mnie znają, to wiedzą, że to tylko skrócona wersja rywalizacji 🙂
A było tak:
O godzinie 11 nastąpił start:https://www.facebook.
niestety ktoś ten filmik kręcił chyba kalkulatorem. Przynajmniej jest uwiecznione 🙂
Jak w każdym biegu tak i w tym, tuż po starcie część osób wystrzeliła do przodu, jakby od tego zależało ich życie 😀
Reszta, w zależności od swoich możliwości oraz celów postawionych sobie przed zawodami, patrząc co chwila na zegarki, biegła wolniej lub szybciej. Oczywiście jak to bywa podczas takich imprez dało się słyszeć rozmowy:
– ja dzisiaj treningowo, bo przeziębiony jestem 😀
– ja się nie ścigam, coś nie mam dzisiaj siły 😀 😀
– sprzedam Audi 😀
– kupię Franki ;D
– a gdzie takie leginsy można dostać? 😀
Ja skupiłem się na biegu, bo miałem jeden cel: średnie tempo z biegu w okolicach 5:10. Dla wielu to zapewne cel z przymrużeniem oka, ale dla innych…..
Jako, że pierwsze 7-8 km przebiegłem w okolicach 5:05 była nadzieja i pozytywne myślenie odnośnie końcowego rezultatu.
Co 5km znajdował się punkt regeneracyjny z owocami, izotonikiem, cukrem oraz czymś mocniejszym 🙂 Taka nowinka 🙂
Myślę, że wiele osób niebiegających, gdyby wiedziało czym tam częstują przebiegłoby ten półmaraton nawet ze dwa razy – od wodopoju do wodopoju, a „połówka” nabrałaby nowego znaczenia wśród biegaczy 😀
Trasa była trudna technicznie: gdy biegła po asfalcie to śnieg był ujeżdżony i było ślisko, gdy zbiegało się z asfaltu zaczynały się dołki, koleiny i nierówności.
Ale nic to. Cierpienie uszlachetnia 🙂
Gdy na około 12 kilometrze kolorowy tłum powrócił na gładką acz pofałdowaną trasę, zdecydowałem się przyspieszyć i zacząłem kręcić tempo poniżej 5 minut na kilometr. Jasne stało się,
że czas na mecie będzie w okolicach 1:40-1:45. Byle tylko wystarczyło sił.
Wystarczyło 🙂
Ostatni, szaleńczy kilometr z tempem około 4 minut pozwolił mi na wyprzedzenie jeszcze paru osób!
Czas na mecie 1:42:37!
Kurtyna 🙂
Z dziennikarskiego obowiązku dodam, że uplasowałem się na 86 miejscu open na 295 startujących, a w swojej kategorii byłem 37 na 110.