Pomimo że zima w tym roku niezbyt nas rozpieszczała i w większości rejonów górskich pokrywa śnieżna w szybkim tempie zniknęła, w Bieszczadach białego puchu zostało trochę więcej. Korzystając z tej okazji zjawiliśmy się w Kalnicy w miejscowości w której przyszło nam nocować już dzień wcześniej tj. w sobotę. Zapisanych było nas 4, niestety ze względów zdrowotnych kolega Karol Korzonek nie mógł się z nami nawet przejechać.
Po małych problemach nawigacyjnych i z małym opóźnieniem dotarliśmy około południa, przebraliśmy się i wyruszyliśmy w góry. Święciło piękne słońce, niebo było niebieskie więc nie długo się namyślając wybraliśmy Chatkę Puchatka, gdzie od punktu startowego mieliśmy do pokonania nie wiele więcej jak 3 km pod górkę. Widoki tego dnia były bardzo piękne. Weszliśmy na górę zrobiliśmy sobie fotkę i prawie wilczym pędem zbiegliśmy na dół bardzo śliską i w niektórych miejscach zlodzoną drogą. Całość zajęła nam lekko ponad 1h.
Wracając pojechaliśmy zabrać swoje pakiety startowe, tak by następnego dnia pojawić się już bezpośredni na starcie. Po drodze powrotnej zajechaliśmy jeszcze na jedzenie, zamówiliśmy we 3 placki po bieszczadzku z baraniną a następnie udaliśmy się prosto do Kalnicy gdzie mieliśmy nocleg.
Przygotowaliśmy wszystko co było potrzebne na niedzielny bieg i zaraz po skokach narciarskich poszliśmy spać, w sumie to Marcin poszedł 😛
Następnego dnia zaraz po godzinie 5:00, z kuchni i łazienki odchodziły naprzemiennie różne odgłosy. Oczywiście chłopak jest starszej daty więc trzeba mu wybaczyć, musi odprawić swoją poranną litanie, inaczej nie funkcjonuje.
Razem z Krzyśkiem zebraliśmy się o 6:00 z łóżek, zjedliśmy kanapki z dżemem ubraliśmy się i o 6:30 byliśmy już w aucie. Start był o 7:20, startowaliśmy wszyscy razem, czyli dystans 44 km razem z 10-tką. Na miejscu zasuwając na „start” spotkaliśmy Faramkę i Stefana (koleżankę i kolegę z I-BS.pl) wraz ze znajomymi, natomiast na mecie czekającego już Robercika.
Po kilku minutach małej obsuwki wystartowaliśmy, a nie było nas mało, bo ponad 1000 osób. Tak żeby Wam to zobrazować to jakieś 5 minut ludzi biegnących po ulicy.
Pierwsze kilkaset metrów to bardzo stromy zbieg, tak ostry, że tempo poniżej 3:00 min/km i kadencja dużo powyżej 180 kroków/min. Później to już tylko podbieg do prawie 7 km. Nie był to trudny wymęczający bieg, chociaż nie wszyscy tak twierdzą. To co mi utkwiło w pamięci to długi podbieg przed zawrotką. Tam mi było ciężko, ale czując oddech 4 zawodnika na plecach i mijając na zawrotce 2 biegacza dociskałem jak mogłem tylko najbardziej. Ostatnie 3 km wiedziałem, że będzie głównie z górki, więc kontrolując bieg biegłem zachowawczo, tak by zostawić ostatnie siły na koniec. Jeszcze tylko jeden podbieg, odwracam się do tyłu i widzę jak się oddalam – jest dobrze. Będę na podium. 9 km ostry zakręt i wbieg na torowisko. Pierwszy raz biegłem tak długim odcinkiem po torach, nie jest to przyjemne uczucie. Noga latała na wszystkie strony. Nie wiedziałem czy biec środkiem czy obok i tak przeskakiwałem z jednej strony szyny na drugą. Na szczęście to był ostatni km i wiedziałem, że będę już 3. Ostatecznie pojawiłem się na mecie z wynikiem 00:40:17.
Na miejscu czekało już dwóch kolegów Domiszewski Ignacy, oraz Szpunar Andrzej, zbiliśmy piątki i pogratulowaliśmy sobie. Brawa wielkie też dla Surowiec Grzegorza za walkę do końca. Po rozmowie okazało się, że to jednak ja byłem tego dnia mocniejszy na podbiegach i za każdym razem odchodziłem pod górkę.
Zostało oczekiwanie na kolegę klubowego Krzyśka Kułagę, który debiutował zresztą tak jak ja w bieszczadzkim biegu. Okazało się, że górki dały w kość Krzyśkowi, który z czasem 01:09:02 ukazał mi się na mecie. Wróciliśmy do auta i do domu pod prysznic i do łóżka. W końcu nie było jeszcze 9:00, a Marcin na mecie miał pojawić się dopiero około 11:00. W domu odpoczęliśmy a między czasie obserwowaliśmy cały czas wyniki na żywo kolegi.
Ostatecznie Marcin pobiegł bardzo ładny bieg. Zrobił bardzo dobry czas zajmując wysokie 34 m-ce na 761 zawodników, którzy ukończyli bieg. Zajęło mu to 03:41:58. Odebraliśmy go spod mety i zawieźliśmy do domu, gdzie oczekiwaliśmy już na moje wyróżnienie i podium w klasyfikacji OPEN, które odbyć się miało o 15:00.
Zimowy Maraton Bieszczadzki to bardzo fajna impreza z wieloma zakręconymi ludźmi, pięknymi widokami i wszystkimi urokami białych Bieszczad. Będziemy tam za rok, pytanie tylko na jakich pobiegniemy dystansach i w jak licznej grupie się tam pojawimy. Do zobaczenia za rok!
IV ZIMOWA BIESZCZADZKA DYCHA 2018
Msc | Zawodnik | Numer | Kategoria | Mkat | 5.5km | Czas brutto 10km |
Różn | Tempo min/km |
Tempo km/h |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
3 | DZIOREK Tomasz | 1092 | M30 | 1 | 00:26:37 | 00:40:17 | +00:06:12 | 4:01 | 14.9 |
202 | KUŁAGA Krzysztof | 1106 | M30 | 57 | 00:45:43 | 01:09:02 | +00:34:57 | 6:54 | 8.7 |
IV ZIMOWY MARATON BIESZCZADZKI 2018 – 44,6KM
Msc | Zawodnik | Numer | Kategoria | Mkat | 26.5km | 34.2km | 40.7km | Czas brutto 44.6km |
Różn | Tempo min/km |
Tempo km/h |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
34 | KRZEMIŃSKI Marcin | 439 | M40 | 12 | 02:16:14 | 02:53:07 | 03:25:37 | 03:41:58 | +00:50:05 | 4:58 | 12.1 |
@Fot. Jolanta Błasiak-Wielgus, Magdalena Bogdan